Od 1 września salony kosmetyczne nie mogą stosować produktów zawierających tlenek difenylo-(2,4,6-trimetylobenzoilo)fosfiny (TPO). Związek uznany został za substancję szkodliwą dla zdrowia. Przez lata pełnił funkcję fotoinicjatora, czyli utwardzacza. Znaleźć go można było w lakierach hybrydowych, żelach do przedłużania paznokci i zdobień oraz klejach do tipsów.
Kosmetyki, o ile pochodzą z legalnego obrotu i spełniają unijne wymagania, muszą przejść przez system oceny bezpieczeństwa bardziej rygorystyczny niż suplementy diety czy żywność - podkreślił toksykolog Kamil Jurowski.
Toksykolog dr hab. Kamil Jurowski, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego i Instytutu Ekspertyz Medycznych w Łodzi w komentarzu dla PAP zauważył, że wycofanie składniku kosmetyków nie jest sytuacją wyjątkowa i już wcześniej zdarzały się takie przypadki.
Naukowiec przypomniał, że formaldehyd, kiedyś stosowany jako konserwant, okazał się drażniący i rakotwórczy. Triklosan, środek antybakteryjny, został z kolei zakazany ze względu na jego działanie hormonalne. Kolejnym przykładem jest hydrochinon, wybielający składnik, który może trwale uszkodzić skórę.
[ZT]21997[/ZT]
Najbardziej drastycznym przykładem, podanym przez toksykologa, są związki rtęci, które kiedyś były składnikiem kremów wybielających, popularnych zwłaszcza w Azji i Afryce. Działanie neurotoksyczne rtęci prowadzi zaś do poważnych uszkodzeń mózgu i nerek. W dodatku rtęć kumuluje się w organizmie i przekracza barierę łożyskową, więc szkodzi nie tylko konsumentkom, ale i ich przyszłym dzieciom. Profesor Jurowski podkreślił, że choć w Polsce legalna sprzedaż takich produktów jest niemożliwa, można je wciąż dość łatwo nabyć przez zagraniczne platformy internetowe.
Jeśli chodzi o przyszłe możliwe wycofanie kosmetyków, ekspert podał, że niedawno pod lupą znalazły się filtry UV (np. oksybenzon), które - jak się podejrzewa - mogą działać estrogenopodobnie. Podobnie jest z nanocząstkami, których długoterminowe skutki nie są w pełni zbadane, oraz z alergenami zapachowymi.
Prof. Jurowski tłumaczył, że na unijnym rynku "ocena bezpieczeństwa produktów kosmetycznych z punktu widzenia regulacyjnego jest o wiele bardziej restrykcyjna niż ocena np. suplementów diety czy żywności", co jego zdaniem jest sytuacją absurdalną.
Jak więc wygląda w skrócie proces oceny bezpieczeństwa kosmetyków? Jak opisał toksykolog, każdy taki produkt przed wprowadzeniem na rynek UE musi przejść pełną ocenę bezpieczeństwa. Przeprowadza ją wykwalifikowana osoba na podstawie m.in.: składu, właściwości fizykochemicznych, badań kompatybilności masy z informacją na opakowaniu, testami starzeniowymi, mikrobiologicznymi, dermatologicznymi, danymi toksykologicznymi oraz możliwym narażeniem użytkownika.
Produkty muszą zostać zgłoszone też w specjalnym systemie (CPNP), a odpowiedzialna osoba zapewnia dostępność do tzw. Pliku Informacji o Produkcie (PIF) przez co najmniej 10 lat oraz monitoruje ewentualne działania niepożądane.
Zdaniem toksykologia bezpieczeństwo kosmetyków w Polsce (choć można je jeszcze poprawić), jest nieźle kontrolowane. Są jednak państwa, gdzie są duże wątpliwości dotyczące zarówno jakości, bezpieczeństwa, jak i kontroli produktów kosmetycznych. Ekspert ostrzegł, by uważać na kosmetyki sprzedawane np. w sklepach dla turystów na Cyprze, a także na kosmetyki sprowadzane spoza UE (np. ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich) - To jest też ogromne wyzwanie dla importerów, np. z krajów azjatyckich - podkreślił. Takich produktów nie pilnuje już unijne prawo.
Prof. Kamil Jurowski zwrócił uwagę, że ocena kosmetyków skupia się na bezpieczeństwie ich stosowania, a nie chociażby na ich skuteczności. W odróżnieniu od leków regulator nie sprawdza więc np., czy produkt rzeczywiście działa.
W rozmowie z PAP specjalista przywołał też kilka popularnych mitów dotyczących toksyczności kosmetyków. Jak przypomniał, słowo "naturalny" nie jest równoznaczne z "bezpieczny". - Wiele naturalnych składników, jak olejek cynamonowy czy lawendowy, może wywoływać silne reakcje alergiczne - zaznaczył.
Za mit naukowiec uznał również przekonanie, że parabeny są rakotwórcze. - Parabeny to jedne z najlepiej przebadanych konserwantów, a ich stężenia w kosmetykach są uznawane za bezpieczne przez unijne komitety - zapewnił.
Toksykolog radził też, by nie ulegać chwytom reklamowym zachwalającym, że dany produkt nie był badany na zwierzętach. - Badania na zwierzętach w UE są zakazane od lat - zaznaczył ekspert. Wszystkie więc dopuszczone w UE kosmetyki mogą się takim stwierdzeniem pochwalić.
Zdaniem badacza konsumenci w stosowaniu kosmetyków powinni zachować rozsądek. - Czytajmy składy, edukujmy się, korzystajmy z produktów kosmetycznych zgodnie z przeznaczeniem, - nie bójmy się nauki i nie dajmy się zwieść modnym sloganom - powiedział. - Produkt kosmetyczny ma upiększać, nie leczyć, można coś dzięki niemu zatuszować lub poprawić, ale to nie eliksir młodości - podsumował.
Ludwika Tomala (PAP)
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz