Zamknij

Grzegorz Damięcki: zbyt mocno przeżywam różne historie

PAP 11:44, 15.08.2025 Aktualizacja: 11:56, 15.08.2025
Skomentuj PAP PAP

PAP Life: Dziedziczy się nie tylko dobra materialne, ale też cechy charakteru naszych przodków, ich traumy, tradycje, talenty. Scheda może dawać siłę, ale być też ograniczeniem. Czym dla pana jest historia, którą oglądamy w serialu "Scheda"?

Grzegorz Damięcki: Ta serialowa historia o dziedziczeniu jest historią właściwie o lukach, z których zdajemy sobie sprawę w momencie, w którym zabraknie najważniejszej osoby. Nawet jeśli nie była ona wsparciem, ale miała duży wpływ i silny charakter - do tego stopnia, że wydawało nam się, że będzie nas, chcąc nie chcąc, prowadzić dalej przez życie. Jej obecność gwarantowała, że pewnych rzeczy nie będziemy musieli w ogóle doświadczać. Teraz okazuje się, że jesteśmy np. najstarszym mężczyzną w rodzinie i oczy wszystkich zwrócone są na nas. Trzeba podejmować ważne decyzje, a my dotąd nie wypracowaliśmy sobie odpowiednich narzędzi, żeby móc to robić. "Scheda" jest historią o przyspieszonej edukacji i wchodzeniu w dorosłość, w którą wydawało nam się, że już dawno weszliśmy. Okazuje się, że dopiero teraz się zaczyna. Odejście rodzica bywa często cezurą dzieciństwa i to się może zdarzyć po czterdziestce, tuż przed pięćdziesiątką albo tuż po. Szukając natchnienia czy jakichś pomysłów na konstruowanie tej postaci, stanęły mi przed oczami historie ludzi lepiej lub gorzej znanych, którzy nagle znaleźli się w nowej rzeczywistości, często byli wobec niej bezradni. Wszystkich nas to dotyczy, bo wszystkim nam umierają bliscy.

PAP Life: Pana bohater, Paweł Mróz to najstarszy syn, były piłkarz, lokalny radny, kandydat na burmistrza. Wykształcony i wychowany w duchu ojcowskich oczekiwań, których nigdy nie zdołał spełnić.

G.D.: Pawłowi Mrozowi wydaje się, że absolutnie radzi sobie ze wszystkim. Równocześnie dochodzi do niego brutalna prawda, że z wieloma rzeczami kompletnie sobie nie poradzi. Musi wypracować rodzaj nowej siły wewnętrznej, żeby stawić czoła zupełnie nowym okolicznościom. Pawłowi po odejściu ojca po prostu rozpada się cały świat.

PAP Life: A czym jest scheda, którą pan otrzymał w prywatnym życiu? Pochodzi pan z najbardziej chyba znanego polskiego aktorskiego rodu. Jest pan wnukiem przedwojennych aktorów Ireny Górskiej i Dobiesława Damięckiego, synem Barbary Borys-Damięckiej, reżyserki teatralnej i telewizyjnej i aktora Damiana Damięckiego, bratankiem Macieja Damięckiego, bratem stryjeczny Matyldy Damięckiej i Mateusza Damięckiego. Czy to dziedzictwo było dla pana przywilejem czy raczej obciążeniem, a może przekleństwem?

G.D.: Moja prywatna scheda na pewno nie jest przekleństwem - to zbyt mocne słowo. Bywa okolicznością utrudniającą codzienne funkcjonowanie. Nie tylko w życiu zawodowym, ale w ogóle w życiu. W brutalny sposób dochodzi do mnie, że jestem osobą publicznie znaną i można sobie mnie wyjmować tak, jak buty z wystawy i mówić na mój temat wszystko. Opisywanie świata takiej osoby, której wizerunek przez długi czas uchodził za przykład normalności i nagle się zawalił, jest z punktu widzenia plotkarskich portali bardzo klikalne. Dla mnie to są rzeczy kompletnie nowe i bardzo trudne. Zawsze współczułem osobom, których życie prywatne było publicznie opisywane, więc tego rodzaju scheda absolutnie mnie uwiera i bardzo chciałbym umieć obronić prywatność. Myślę, że można to zrobić tylko w następujący sposób - nie karmić hien i nie negocjować z terrorystami. Przenosząc to w sferę życia zawodowego: tak zwane nazwisko i obciążenie pokoleniowe nie jest okolicznością ułatwiającą cokolwiek. Nazwisko pozornie tylko otwiera całą masę drzwi, ale te drzwi potrafią się zatrzasnąć z hukiem, kiedy za nazwiskiem nie stoi nic więcej. Wszyscy znamy przykłady dzieci wybitnych rodziców, które po prostu przepadły - wiele z nich w sposób dramatyczny. Dlatego ja będąc dumny ze swoich korzeni, staram się absolutnie niczego na tej dumie nie budować.

PAP Life: Pana bohater na pogrzebie ojca mówi: "Tato, obiecuję, że zrobię wszystko, żebyś był ze mnie dumny". Czy pan też miał potrzebę, żeby udowodnić rodzinie swoją wartość?

G.D.: Nigdy w ten sposób nie myślałem. Nawet moja decyzja o przystąpieniu do egzaminów do szkoły teatralnej była absolutnym zaskoczeniem dla moich najbliższych, ale też dla mnie. Wahałem się między Akademią Sztuk Pięknych a Państwową Wyższą Szkołą Teatralną. Zdecydowałem się na tę drugą uczelnię. Coś tam widocznie we mnie dostrzeżono, a może wtedy nazwisko jakoś zagrało, ale tylko na tym etapie, bo potem studia szybko wszystko weryfikują. To jest bardzo ciężki kierunek, zajęć jest bardzo dużo. Odsiew jest gigantyczny. Ludzie po prostu nie wytrzymują tempa. Będąc chłopakiem z Warszawy, właściwie przez cały czas mieszkałem w akademiku, bo było bliżej do szkoły. Myślę, że pierwsze 10 lat mojej pracy zawodowej to był okres, w którym dosyć fałszywie rozumiałem, czym jest ten zawód. Zbyt często bywałem odtwórcą, naśladowcą. Nie potrafiłem uwierzyć, że sam mogę mieć coś do powiedzenia. Dopiero, kiedy zaczęły się we mnie odkładać kolejne życiowe zakręty, coś zaczęło się w mojej głowie i również na twarzy zmieniać. A może po prostu pojawili się reżyserzy, którzy zaczęli mi dawać zielone światło na to, co ja mam do zaproponowania, a coraz rzadziej trafiali się ci, którzy wymagają spełniania oczekiwań.

PAP Life: Gen aktorski dostał pan w rodzinnej schedzie. A co jeszcze?

G.D.: Myślę, że coś, co jest wielkim plusem, ale równocześnie "przekleństwem", czyli taką "lupę", którą poprzednie pokolenia dały mi do dyspozycji. Niewątpliwie umiem z bliska przyglądać się całej masie detali. Na te ludzkie detale jestem bardzo wrażliwy, co z jednej strony jest bardzo piękne, być może, a z drugiej stanowi obciążenie. Zanadto biorę sobie do serca różne historie, zanadto się przejmuję, zanadto próbuję naprawiać cudze błędy albo wyciągać kogoś z jego opresji, pocieszać. A przecież życia za innych nie da się przeżyć, trzeba je przeżywać za samego siebie. Często w nocy zamiast spać konstruuję traktaty do ludzkości i rano jestem po prostu zmęczony. Artysta rzeczywiście powinien widzieć więcej. Ale zazdroszczę ludziom, którzy są skonstruowani w mniej skomplikowany sposób.

PAP Life: Akcja "Schedy" dzieje się na Półwyspie Helskim. Czy ma pan jakieś osobiste wspomnienia związane z polskim wybrzeżem?

G.D.: W dzieciństwie byłem zabierany przez rodziców do Dębek (miejscowość nadmorska położona na Wybrzeżu Słowińskim, na wschód od Półwyspu Helskiego - red.), które wtedy były wioseczką bardzo słabo zaludnioną i rzadko nawiedzaną przez turystów. Mam czarno-białe zdjęcia, na których ojciec wyczynia ze mną różne sztuki. Bałtyk wciąż działa na mnie w sposób narkotyczny. Jestem od niego uzależniony. Bardzo lubię długie spacery brzegiem morza. Co prawda Dębki się zmieniły. Na szczęście wciąż jest wiele pięknych, pustych, niepokojących miejsc i to mnie bardzo fascynuje, ale też sprawia, że w jakiś sposób otwieram się duchowo i twórczo.

PAP Life: Gdyby pracę w filmie czy serialu potraktować metaforycznie i porównać do podróży, to co pan przywiózł ze "Schedy"?

G.D.: Na pewno ta podróż związana z pracą nad "Schedą" spowodowała, że jeszcze bardziej rozwinęły się we mnie mechanizmy pomagające budowaniu cierpliwości. To pewien paradoks, bo mój bohater jest człowiekiem niespokojnym, ale mnie ta praca dała dużo spokoju, którego potrzebowałem w tamtym czasie. Wzmocniłem się, przestawiłem głowę na inne tory, odpocząłem od własnych problemów życiowych, bo musiałem skupić się na problemach mojego bohatera. Czyli absolutnie terapeutyczny wpływ, a widok zmieniającego się stale morza, również zadziałał na mnie kojąco. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

Grzegorz Damięcki jest wnukiem aktorów Ireny i Dobiesława Damięckich, synem aktora Damiana Damięckiego i reżyserki Barbary Borys-Damięckiej, bratankiem aktora Macieja Damięckiego oraz kuzynem Matyldy i Mateusza Damięckich. W 1991 roku ukończył warszawską PWST. Po studiach dołączył do zespołu Teatru Ateneum, z którym jest związany do dziś. Kilka miesięcy temu zadebiutował jako reżyser. Na Scenie 61 Teatru Ateneum zrealizował przedstawienie "Ostatnia lekcja" Marii Gustowskiej. W kinie zadebiutował w "Szwadronie" Juliusza Machulskiego. Później zagrał m.in. w takich filmach jak "Atak paniki", "Podatek od miłości", serialach: "Czas honoru", "W głębi lasu", "Pakt". 22 sierpnia na platformie HBO Max zadebiutuje serial "Scheda", w którym gra jedną z głównych ról. Ma 57 lat.

Wideo dostępne na https://wideo.pap.pl/pap-media,101/grzegorz-damiecki-dla-mnie-serial-scheda-jest-historia-o-wchodzeniu-w-doroslosc,84092 oraz https://wideo.pap.pl/pap-media,101/grzegorz-damiecki-dla-mnie-serial-scheda-jest-historia-o-wchodzeniu-w-doroslosc,84093 w wersji surowej do edycji.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu spotradomsko.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%